Styszyński: Czuję się lokalnym patriotąPonad połowę życia spędził na scenie |
23.09.2021. Radio Elka, Kasia Rososzko | |||||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Kariera pana Michała nie zawsze kształtowała się po jego myśli. Choć miłość do muzyki była zawsze, początkowo planował zostać lekarzem. - Gdy zdawałem maturę zastanawiałem się co dalej zrobić ze swoim życiem. Z jednej strony chciałem żyć muzyką, a z drugiej leczyć ludzi. U mnie w rodzinie nie było muzyków. Przeważnie byli to lekarze, inżynierowie oraz rzemieślnicy. W końcu zdecydowałem, że też zostanę lekarzem - wspomina. Po kilku próbach panu Michałowi udało się dostać na studia medyczne w Poznaniu, jednak nigdy ich nie ukończył. W międzyczasie wciąż muzykował. Najpierw założył jazzband, z którym koncertował po Polsce. Później był zespół rockowy oraz muzyczny romans z kabaretem. Co ciekawe, aby uniknąć wojska, rozpoczął również naukę w studium nauczycielskim na przygotowaniu muzycznym, dzięki czemu mógł uczyć w szkole. W końcu też, bo za drugim razem, dostał się na Wydział Wychowania Muzycznego i Dyrygentury Chóralnej Akademii Muzycznej w Poznaniu, który ukończył. Ważny był dla niego 1978 rok. To właśnie wtedy przyjechał do Polkowic i został kapelmistrzem miejscowej Orkiestry Górniczej. - Robiłem akurat magisterkę, kiedy wysłałem swoje CV do Polkowic. Niebawem otrzymałem informację, że dostałem pracę, mieszkanie i mam przyjeżdżać. Pierwsze wrażenia nie były najlepsze. Moja mama łapała się za głowę mówiąc „gdzieś ty przyjechał”. Dziś, po 30 latach, znajomi, którzy mnie odwiedzają mówią, że to jedno z najpiękniejszych polskich miast. Z orkiestrą też bywało różnie. Dyrektor, który mnie przyjmował powiedział, że filharmonii tutaj nie zrobię. Na początku orkiestra liczyła 25 osób. Niestety w większości byli to amatorzy lub muzykanci z wojska. W pewnym momencie chciałem nawet rezygnować, ale z czasem zaczęli przychodzić do mnie chłopcy z Lubina i okolic, po średniej szkole muzycznej i jakoś to pociągnęliśmy. Udało nam się stworzyć fantastyczną orkiestrę i zdobyć kilka nagród. Uświetnialiśmy miejscowe wydarzenia, ale koncertowaliśmy też we Włoszech, ówczesnym NRD i Czechosłowacji. I tak aż do 2006 roku - opowiada artysta. Nasz rozmówca podkreśla, że mimo swojego pochodzenia, czuje się rodowitym polkowiczaninem, a tytuł Honorowego Obywatela Gminy Polkowice przyjął z dużym wzruszeniem. Zaznacza także, że wiele osiągnął dzięki żonie. - Można powiedzieć, że jestem takim lokalnym patriotą. I co najważniejsze, mam małżonkę, która bardzo mnie wspiera. Wiem, że wielu muzyków w tej branży - mówiąc po poznańsku - może się wykopyrtnąć, ale nade mną zawsze czuwała żona. To jej pierwszej demonstrowałem swoje utwory i zawsze doradzała, podpowiadała - mówi pan Michał. 82-latek jest wciąż aktywny zawodowo. Pełni obecnie funkcje wiceprezesa Polkowickiego Towarzystwa Muzycznego. Wciąż także uczy i prowadzi zespół muzyczny. W wolnych chwilach muzykuje na fortepianie, ale potrafi grać też na trąbce. Można go usłyszeć przy okazji wielu lokalnych imprez czy wydarzeń kulturalnych. Dorobek artystyczny Michała Styszyńskiego szerzej zostanie zaprezentowany jutro (24.09) podczas uroczystego benefisu w polkowickim kinie. Polkowiczanin otrzyma wtedy medal "Zasłużony Dla Kultury Polskiej", nadawany przez resort Kultury, Dziedzictwa narodowego i Sportu.
reklama
reklama
|
reklama
reklama
reklama