Jest akt oskarżenia w sprawie zabójstwa w BrunowieDwudziestolatek nie zabił przypadkiem |
30.01.2025. Radio Elka, Kasia Rososzko | ||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Bartosz Ż. do Brunowa przyjechał w kwietniu zeszłego roku. Mieszkał u babci i jej partnera, którego nazywał dziadkiem i pomagał im w prowadzeniu działalności gospodarczej. W tym samym domu mieszkał także 44-letni syn partnera babci, z którym 19-letni wówczas Bartosz się nie dogadywał. Niewiele ponad miesiąc później, w nocy 22 maja, w przydomowym warsztacie, doszło do tragedii. Bartosz Ż. początkowo zeznawał, że zastrzelił 44-latka przypadkiem, podczas zabawy bronią. Natomiast w toku śledztwa ustalono, że zrobił to umyślnie. Nie był również pod wpływem alkoholu ani innych środków odurzających. - Ten młody mężczyzna kilka dni wcześniej zabrał broń, którą posiadał pokrzywdzony w swoim mieszkaniu. Ustalono, że sam postrzelił tego mężczyznę, oddając dwukrotnie strzały w głowę i obręb szyi. Biegły stwierdził, że były to rany postrzałowe oddane z bliskiej odległości, a więc nie mogły one paść w w takich okolicznościach, jak początkowo zeznawał 20-latek. Przyczyną jego zachowania, można przypuszczać, że była trudna i napięta sytuacja pomiędzy nim a pokrzywdzonym. Mężczyźni nie lubili się. Pokrzywdzony miał skłonności do nadużywania alkoholu, po którym bywał złośliwy. Miał takie pewne cele wychowawcze wobec 20-latka. Potrafił mu dokuczyć i zwracać się do niego w nieprzyjemny sposób, a ten młody człowiek źle to znosił - mówi Liliana Łukasiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Śledczy ustalili, że chwilę przed tragedią mężczyźni pokłócili się w kuchni, a następnie obaj przeszli do warsztatu, gdzie padły strzały. Bartosz Ż. nie od razu wezwał pomoc. Najpierw obudził swoją babcię i jej partnera, opowiadając im swoją wersję zdarzeń. Później zatelefonował także do swojej siostry i matki, która przyjechała na miejsce. Służby o zdarzeniu powiadomił dopiero około godziny piątej nad ranem. Pokrzywdzony 44-latek w chwili śmierci był pijany. Miał ponad 2 promile alkoholu w organizmie. Dopiero zeznając po raz czwarty, Bartosz Ż, przyznał, że strzały oddał ze strachu. Syn partnera jej babci miał powiedzieć mu wcześniej, że idzie do warsztatu po siekierę. Gdy młody mężczyzna wszedł za nim do warsztatu, 44-latek miał ruszyć na niego zdecydowanym krokiem. Śledczy ostatecznie ustalili, że pokrzywdzony nie miał w rękach żadnego niebezpiecznego narzędzia. O karze dla 20-latka zadecyduje teraz sąd. Mężczyzna przebywa teraz w areszcie. Grozi mu kara od 10 do 30 lat więzienia, a nawet dożywocie. Okolicznością przemawiającą na jego korzyść będzie z pewnością fakt, że do tej pory nie był karany sądownie, a w środowisku rodzinnym i sąsiedzkim miał dobrą opinię. Przed sądem stanie jako młodociany sprawca.
reklama
|
reklama
reklama
reklama