Franciszek G. zmienia zeznaniaFranciszek G. zmienia zeznania |
16.04.2008. Radio Elka, Piotr Krażewski | |||||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: Nie zgodził się również na wyjaśnienie nieścisłości w składanych przed prokuratorem wyjaśnieniach jako osoba podejrzana. W rezultacie wszystko musiał odczytać sędzia sądu okręgowego Witold Wojtyło. Złożone w prokuraturze wyjaśnienia odsłaniały łapówkarski mechanizm. ![]() - Wiem o co jestem podejrzany, przyznaje się i potwierdzam, że Franciszek G przekazał mi reklamówkę z pieniędzmi - mówił prokuratorowi Wacław K.(jego słowa odczytał sędzia Witold Wojtyło) - Kwota 600 tys zł za realizację wielkiej wody wyszła od Emiliana Stańczyszyna. On powiedział, że tyle chce za ten przetarg. On mi to powiedział, a ja przekazałem dalej. Kiedy dostałem pieniądze przekazałem od razu Stańczyszynowi w ciągu 20 minut. Pojechałem do niego do domu. On nie chciał tam przyjąć pieniędzy. Wyjechał swoim samochodem. Pojechaliśmy przez strefę ekonomiczną w kierunku szybu Rudna Główna. Tam się zatrzymał i tam przekazałem mu te pieniądze. Łapówka za „wielką wodę” miała być wypłacona w transzach. Wacław K. pod Rudną miał dać byłemu burmistrzowi 200 tys zł. Tego typu sytuacja z kwotami różnej wielkości miał powtórzyć się kilkakrotnie. Spotkania zawsze były na mieście, albo pod lasem wyjaśniał prokuratorowi Wacław K. Pokazywał też swoją komórkę z numerem od burmistrza na który miał się z nim kontaktować. Wyjaśnienia Wacława K. kryją różnego rodzaju nieścisłości. Niestety skąd się wzięły i z czego wynikają nie dowiemy się, gdyż odmówił odpowiedzi. Nie chciał też powiedzieć i podać powodów dla których nie wyjaśni wątpliwości. Obrońcy Stańczyszyna są w tej sytuacji bezsilni. On sam twierdzi, że nie brał udziału w przekazywaniu pieniędzy - Mojej osoby przy przekazywaniu pieniędzy nie było, to byli inni ludzie, którzy mnie pomawiają, ale to oni sobie przekazywali te pieniądze - powiedział Radio Elka Emilian Stańczyszyn. - Znam materiał który mnie obciąża, ale jest w nim wiele sprzeczności. Dlatego przygotowałem 33 pytania do Wacława K. Ale niestety nie mogłem ich zadać. W pytaniach złożonych sądowi były burmistrz docieka czy Wacław K. był namawiany do pomawiania jego osoby. Pyta skąd wiedział, że w kopertach są pieniądze. Docieka też, że jeżeli Wacław K. miał być pośrednikiem to dlaczego nie wział dla siebie ani złotówki. Stańczyszyn podważa też kwestię wartości przetargów - bo jeżeli były z najniższą ceną to jak wykonawcy mogło opłacać się dodatkowo dawanie łapówek. Stańczyszyn wskazuje, że postawienie go przed sądem to uknuta przeciwko niemu intryga. Kiedy doszło do odczytywania wyjaśnień Franciszka G, polkowickiego przedsiębiorcy (pierwotnie nie chciał odpowiadać na pytania sądu i prokuratora), ten całkowicie zmienił swoją postawę. Postanowi mówić. Dodajmy, że dotychczas przyznawał, że dawał łapówki Wacławowi K. Dziś przed sądem wycofał się z tego twierdząc - musiałem tak mówić, bo to było dla mnie być albo nie być. - W areszcie dostałem ultimatum. Jeżeli podam okoliczności obciążające to wyjdę na wolność. Z chaotycznych zeznań Franciszka G wynika, że miał mu to sugerować Michał R. - inny przedsiębiorca - który nie zasiada na ławie oskarżonych. W zamian za to miał wyjść na wolność i dalej prowadzić biznes. Franciszek G. argumentował, że w tym czasie miał duże zlecenie, a prokurator i funkcjonariusz policji sugerowali mu odpowiedzi, dlatego podpisał wszystko co od nich dostał bez czytania, bo nie miał okularów. Słowa Franciszka G. rzucają nowe światło na sprawę Stanczyszyna, gdyż zakładając, że mówi prawdę to część zarzutów staje pod znakiem zapytania. W tym momencie słowa Stańczyszyna, który od początku twierdzi, że uknuto przeciwko niemu intrygę mogą wskazywać, że coś jest na rzeczy, a zarzuty trzeba będzie wnikliwie sprawdzić i przeanalizować, ale to już pozostaje w gestii sądu. (pit)
reklama
reklama
|
reklama
reklama
reklama