Czy mogło dojść do katastrofy?Czy mogło dojść do katastrofy? |
26.01.2011. Radio Elka, Monika Kaczmarska-Banaszak | |||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: Zdarzenia miały miejsce w sierpniu i we wrześniu 2010 roku. Dwukrotnie podczas podchodzenia samolotów do lądowania ktoś wyłączał na lotnisku oświetlenie nawigacyjne. - W listopadzie do prokuratury w lubinie zostało złożone zawiadomienie przez KGHM Polska Miedź, oddział Zakład Hydrotechniczny, o podejrzeniu zaistnienia przestępstwa, jednocześnie![]() zawiadomienie złożyła osoba prywatna, również o możliwość sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym. Sprawę przejęła prokuratura okręgowa - mówi Joanna Sławińska-Dylewicz, rzecznik legnickiej prokuratury. Drugie doniesienie złożył lubiński przedsiębiorca i członek lubińskiego aeroklubu, Stanisław Barabaś. 17 września pilotował awionetkę, towarzyszył mu drugi pilot. Wracali z Szymanowa. Podchodząc do lądowania, zdalnie zapalili światła na lotnisku. - Zaczynał się zmrok, była mgła, praktycznie w ogóle nie było widać lotniska - mówi przedsiębiorca - zapaliliśmy światła, ale po 30 sekundach zgasły, stwarzając kolosalne zagrożenie przy lądowaniu, ponieważ pasa prawie nie było widać. Mężczyzna zapewnia, że podczas podchodzenia do lądowania, podał przez radio komunikat, a wyłączenie świateł było efektem pewnej sytuacji: - Dzień wcześniej miałem spięcie z prezesem aeroklubu, w związku z wypuszczeniem przeze mnie skoczków spadochronowych u nas na lotnisku. W wyniku tamtej awantury, żeby mi utrudnić życie, złośliwie wyłączono mi światła. Ja tak uważam i prokuratura to sprawdza. Nie znamy stanowiska lubińskiego lotniska w tej sprawie, ponieważ nie udało nam się porozmawiać z dyrektorem. Prokuratura ustala, jak doszło do wyłączenia świateł. Trwają przesłuchania świadków: obsługi lotniska i pokrzywdzonych. Dopiero po uzyskaniu tych materiałów prokuratura podejmie decyzję o ewentualnym powołaniu biegłego z zakresu lotnictwa cywilnego. (mon)
reklama
reklama
|
reklama
reklama
reklama