Start
Jamie Cullum-recenzja Marcina HałuskaJamie Cullum "Catching Tales" Recenzja |
06.11.2005. Radio Elka, Marcin Żyski | ||||||||||||||
Dyżurny reporter: ![]() Gdyby Frank Sinatra urodził się dwadzieścia kilka lat temu pewnie teraz nagrywałby właśnie takie płyty. Od pierwszego, doskonałego zresztą singlowego utworu Get Your Way, młody Brytyjczyk przenosi nas w dawno niesłyszany na tej planecie świat swingu. Zręcznie wplecione partie instrumentów dętych, jak z najlepszych przedwojennych big bandów i jazzowy fortepian świadczą o tym, że mamy oto do czynienia z muzyką, która rodzi się duszy, a nie w nowoczesnych komputerach. Nie bójcie się jednak o wy, u których słowo jazz wywołuje wszelkie negatywne skojarzenia ze smakiem rybiego tranu włącznie. Catching Tales to płyta zdecydowanie najmniej jazzowa spośród trzech do tej pory nagranych przez Cullama. Najnowsze dzieło Brytyjczyka, łatwiej niż na półce z muzyka jazzową, umieścić można pośród nagrań ze świetnie zaaranżowanym ambitnym popem, w którym pobrzmiewa całkiem spora nutka nostalgii za swingowym rozkołysaniem. Cullum z ogromną łatwością, dużym luzem i smakiem balansuje na granicy muzycznych gatunków. Równie dobrze brzmi wtedy, kiedy pozwala swoim palcom pohasać, z iście jazzową swadą po biało czarnych klawiszach swojego fortepianu, jak i wtedy gdy z towarzyszeniem gitary akustycznej śpiewa proste piosenki. Ortodoksyjni fani jazzu, mający w pamięci dwie poprzednie płyty artysty (Pointless Nostalgic z 2002 roku i Twentysomething z 2004 roku) z pewnością zarzucą mu teraz flirtowanie z muzyką atrakcyjną marketingowo, ale nawet jeśli.....to ja proszę o jak najwięcej takich flirtów. Marcin Hałusek
reklama
|
reklama