Tej tragedii można było uniknąć |
16.05.2012. Radio Elka, Tomek Jóźwiak | ||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: Prokuratorskie postępowanie w tej sprawie obnażyło wiele zaniechań pracodawcy w sferze bezpieczeństwa i higieny pracy. Śledczy ustalili, że pięciu pracowników, którzy zostali wydelegowani do pracy w przepompowni ścieków w Zimnej Wodzie nie mieli odpowiednich środków ochrony, czyli masek, kasków i szelek bezpieczeństwa. Co więcej, na miejscu nie było także aparatów tlenowych, miernika stężenia niebezpiecznych gazów i mechanicznego systemu, za pomocą którego ratownicy mogliby sprawnie wyciągnąć z kanału przepompowni poszkodowanych robotników. - W tej sprawie oskarżyliśmy 48-letniego Jerzego C., który był osobą odpowiedzialną za bezpieczeństwo![]() i higienę pracy w zakładzie, był kierownikiem działu technicznego, który tego dnia wysłał pracowników do awarii w przepompowni w Zimnej Wodzie. Ustaliliśmy, że te prace ze strony oskarżonego nie były właściwie nadzorowane, ponieważ miał on obowiązek dopinować tego, aby pracownicy wykonywali te prace w sposób bezpieczny, a zatem zapewnić im środki ochrony indywidualnej. Prace wykonywane były w studzience, gdzie przepompowywane były ścieki, w trakcie procesów tam zachodzących wydzielany jest siarkowodór, który jest gazem trującym i szkodliwym dla organizmu człowieka. W tym przypadku pracownicy pojechali na naprawę awarii bez odpowiednich środków ochrony. Za to po części pracownicy też ponoszą odpowiedzialność, natomiast niewątpliwie Jerzy C., jako osobo odpowiedzialna w zakładzie pracy za bezpieczeństwi i higienę pracy ponosi odpowiedzialność za niewłaściwe zorganizowanie tej naprawy i za niewłaściwy nadzór nad tymi pracami oraz zezwolił, by pracownicy pozbawieni odpowiedniego wyposażenia podjęli pracę w miejscu, gdzie mógł wydzielać się trujący siarkowodór - mówi Liliana Łukasiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Prokuratura postawiła 48-letniemu kierownikowi zarzuty narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, którego skutkiem jest śmierć człowieka przez osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo i higienę pracy. Jerzemu C. grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. - W toku postępowania Jerzy C. złożył obszerne wyjaśnienia. Po części przyznał się do pewnych nieprawidłowości. Podnosił również to, że tego dnia zastępował kolegę, który był tam kierownikiem i że tych urządzeń do pomiaru stężenia siarkowodoru po prostu nie było i nie były one na co dzień użytkowane. Zdaniem prokuratora to jednak w żaden sposób nie usprawiedliwa osoby, która jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo i higienę pracy, ponieważ taka osoba, jeżeli wie, że tego typu urządzenia są potrzebne do wykonywania takich prac nie powinna dopuścić pracowników do usuwania tej awarii - dodaje prokurator Łukasiewicz. Do tragedii doszło 2 listopada ubr. Pracownicy naprawiali w studzience ściekowej zawory. Po kilku minutach pracy w kanale zasłabł jeden z mężczyzn. Na pomoc ruszył drugi z pracowników, 53-letni mężczyzna. Po chwili obaj byli już nieprzytomni. Wieczorem tego samego dnia w szpitalu zmarł 59-letni robotnik. Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną zgonu było zatrucie siarkowodorem. Drugi z poszkodowanych mężczyzn doznał ostrej niewydolności oddechowej. (tom)
reklama
|
reklama
reklama
reklama