Czuła się zaszczuta i wystraszona przez policję |
17.05.2012. Radio Elka, Tomek Jóźwiak | ||||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Do zdarzenia doszło w ubiegłą niedzielę w jednym z mieszkań w Legnicy. Do domu, w którym przebywała kobieta z nieletnim synem, wpadł mężczyzna, z którym utrzymywała bliższą znajomość. Między nimi doszło do poważnej awantury. W ataku furii mężczyzna zaczął demolować mieszkanie. Przestraszona kobieta zadzwoniła na 112 prosząc o interwencję. - Miała sprzeczkę domową z moim partnerem, zdemolował część mebli, wymachiwał mi przed oczami kawałkiem połamanego krzesła. Wystraszyłam się, byłam sama z dzieckiem w domu, nie chciał opuścić mieszkania, dlatego zadzwoniłam po pomoc. Odebrał funkcjonariusz, który potraktował mnie lekceważąco, a wręcz zbagatelizował to, z jakim problemem dzwonię. Zapytał, jak się nazywam i co się dzieje. Po krótce mu opowiedziałam i lekceważąco powiedział do mnie: "co, znudził się pani partner i mamy go wyprowadzić". Byłam zszokowana, bo zadzwoniłam po pomoc, a ktoś zrobił sobie ze mnie kabaret nie traktując mojej prośby poważnie. Funkcjonariusz, który powinien mi pomóc, krzyczał na mnie. Zapytałam go, czy brał udział w szkoleniach, które według mnie policjanci powinni przejść w sytuacjach, kiedy dzwoni ofiara przemocy domowej. Nie odpowiedział mi, krzycząc, że powinnam nauczyć się kultury. I że wyśle jakiś patrol, przyjadą i sprawdzą, czy ja mam jakieś meble połamane, a jak to się nie sprawdzi, to wytoczą przeciwko mnie jakieś postępowanie. Nie dość, że dzownię po pomoc, to czułam się zaszczuta i wystraszona przez policję, która zaczęła mi grozić. Ja dzowniłam po pomoc, a nie po to, by do kogoś krzyczeć czy się źle zachowywać. Przecież to ja potrzebowałam pomocy - opowiada legniczanka. Radiowóz w końcu przyjechał po drugim telefonie zdesperowanej kobiety. Policjanci wyprowadzili z mieszkania agresywnego mężczyznę. Sławomir Masojć, oficer prasowy legnickiej policji, odsłuchał nagrania, w którym kobieta prosiła oficera dyżurnego o pomoc. - Po telefonie policjant dopytywał się o imię, nazwisko i adres tej interwencji. I w pewnym momencie, mogę się zgodzić z tym, że kobieta mogła być zdenerwowana tą interwencją, jedno z pytań policjanta: "po co patrol ma tam przyjechać, co się dzieje", gdy okazało się, że jest to partner tej pani, kobieta się uniosła i bardzo wulgarnie potraktowała policjanta i się rozłączyła. Dzowniła potem jeszcze raz, doszło do utarczki słownej, której nie powinno być. Podkreślam, że policjant tutaj nie powinien się tak zachować, ale patrol został wysłany. Interwencja została przeprowadzona i ten mężczyzna opuścił mieszkanie - mówi podinsp. Masojć. Komendant miejski policji w Legnicy wszczął jednak w tej sprawie dochodzenie wyjaśniające. - To, czy było to zgłoszenie zasadne i jak ocenić zachowanie policjant, będzie sprawdzane, ponieważ skierowałem tę sprawę do rozpatrzenia w inspektoracie komendanta miejskiego. Nagrania tych rozmów zostały zabezpieczone przez inspektorów, którzy zajmują się odpowiedzialnością dyscyplinarną policjantów. Ta rozmowa zaczyna się bardzo spokojnie. Widać, że osoba dzwoniąca jest zdenerwowana i niejako nakręca się. Nie bronię policjanta, bo w takiej sytuacji powinien zdawać sobie sprawę, że ta osoba może być zdenerwowana i wysłać ten patrol. Natomiast w pewnym momencie, być może po niefortunnym stwierdzeniu policjanta, że "mamy pani partnera z domu wyprosić", z drugiej strony następuje już taka nasilona agresja słowna, jest przekleństwo i rzucenie słuchawki, nie dające możliwości dalszej rozmowy i kolejny telefon, gdzie już obu stronom puściły emocje. Trzeba pamiętać, że policjant jest urzędnikiem państwowym i nie powinien tego robić - przyznaje Sławomir Masojć. Jeśli przełożeni uznają, że policjant dopuścił się niedopełnienia swoich obowiązków służbowych, może mu grozić upomnienie, nagana lub dyscyplinarne zwolnienie ze służby. (tom)
reklama
reklama
|
reklama
reklama
reklama