Winni zaniedbania obowiązków, skazani na grzywnę |
11.07.2012. Radio Elka, Tomek Jóźwiak | ||||||||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Na ławie oskarżonych zasiedli 63-letni Adam Sz., ówczesny kierownik kopalni oraz 34-letni Rafał K., sztygar zmianowy. Obu mężczyzn sąd uznał za winnych tego, że jako osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo i higienę pracy nie dopełnili swoich obowiązków, a wydane przez nich polecenia służbowe topienia piasku i gliny w wyrobisku, było sprzeczne z zasadami BHP. Sąd podzielił też argumentację prokuratury, że obaj oskarżeni w tej sprawie zlekceważyli obowiązek sprawowania nadzoru nad pracą wykonywaną przez operatora ładowarki. - Prace te wykonywane przy użyciu ładowarki nazywane są topieniem piasku. Z uwagi na niestabilność podłoża uważane są one za szczególnie niebezpieczne i muszą być, zgodnie z zakładową instrukcją, wykonywane pod nadzorem osoby dozoru ruchu, która powinna obserwować stabilność skarpy, a w razie dostrzeżenia niebezpieczeństwa wydać polecenie natychmiastowego wycofania maszyny. W dniu wypadku kierownik zakładu, Adam Sz., wydał polecenie topienia piasku, jednak sam nie nadzorował tych prac, nie zlecił też tego zadania innej osobie. O wykonywanych pracach wiedział również pracujący jako sztygar Rafał. K. Także on wiedząc, że jest jedyną osobą dozoru ruchu na zmianie, nie nadzorował prac operatora - przypomina Liliana Łukasiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Sąd uznał jednak, że obu mężczyznom nie można przypisać nieumyślnego spowodowania śmierci pracownika kopalni kruszyw, czego domagała się prokuratura. Adam Sz. został skazany na karę grzywny w wysokości 12,5 tys. zł, natomiast wobec Rafała K. orzeczono grzywnę w kwocie 4,5 tys. zł. Prokurator złożył wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku. Po zapoznaniu się z argumentacją sądu rozważy złożenie apelacji. Do tragedii w kopalni kruszywa w Rokitkach doszło pod koniec kwietnia ubr. 54-letni operator ładowarki zasypywał zbiornik wodny, z którego wydobywano kruszywo. Maszyna pracowała stojąc na skarpie. W pewnym momencie doszło do obsunięcia się zwałów piasku i ciężki sprzęt wjechał do basenu poeksploatacyjnego. Ładowarka szybko zaczęła nabierać wody, po chwili wielotonowa maszyna opadła na dno na głębokość sześciu metrów w odległości zaledwie metra od brzegu. Uwięziony w kabinie operator nie miał szans na wydostanie się z zalanej maszyny. Ładowarkę z nieżyjącym kierowcą wyciągnięto po dwóch godzinach od całego zdarzenia. Wyrok Sądu Rejonowego w Złotoryi nie jest prawomocny. (tom)
reklama
|
reklama
reklama
reklama