Spod ziemi na szczyty świata |
12.11.2013. Radio Elka, Leszek Wspaniały | |||||||||||||
Dyżurny reporter: ![]() Duże różnice temperatur w dzień i w nocy, wspinaczka na poziom powyżej 8 000 metrów, zmiany ciśnienia, których nasz himalaista bardzo się obawiał to realia wyprawy na Manaslu, jeden z wielu ośmiotysięczników, które chciał zdobyć Krzysztof Stasiak. - Drastyczne załamanie pogody, takie, które widzi się chyba tylko w Himalajach, spowodowało, że nie daliśmy rady. Temperatury były niesamowite, bo w ciągu dnia plus 20 stopni i człowiek chodzi w samej bieliźnie, a godzina 16:00 zachodzi słońce i temperatura momentalnie spada poniżej zera. W nocy było minus 20, a nawet minus 25 stopni, w namiocie minus 12 - 15 stopni. Aż mnie to zaskoczyło, jak było dobrze z moim organizmem. Na każdej wysokości, bez względu na wszystko była wspaniała wydolność. Fajnie się czułem. Kiedyś ktoś mi powiedział, że ta różnica ciśnień, którą mam w kopalni wpływa w jakimś korzystnym stopniu na mnie - mówił Krzysztof Stasiak. Prawdziwa przygoda rozpoczęła się już dopiero po wyruszeniu do bazy głównej. Trzeba było mieć sporą kondycję i wiele doświadczenia. - Samo dojście do góry trwało 6 - 7 dni. Był to taki trekking Sama odległość do pokonania pieszo była w granicach 80 - 90 km. Stamtąd dopiero startuje się do bazy głównej. Już na tym etapie kondycyjnie było widać zaangażowanie członków wyprawy. Nie chodziliśmy wszyscy razem za rączkę. Każdy chodził w miarę własnych możliwości. Wtedy już było wiadomo w jakiej kto jest kondycji. Jeżeli chodzi o mnie, to było w miarę bezpiecznie. Jeden z uczestników wyprawy miał zdarzenie , bo zarwał się pod nim most lodowy i spadł do szczeliny. Na szczęście nic mu się nie stało, nie połamał się i przeżył. Lina zabezpieczająca wyłapała go. Cała akcja trwała dosyć długo, bo były wtedy trudne warunki - opowiadał Krzysztof Stasiak, który wrócił z wyprawy 27 października i już myśli o kolejnej. (mm)
reklama
|
reklama
reklama
reklama