Arek Czuchraj wrócił z podróży"Zdobycie szczytu nie było priorytetem" |
04.08.2016. Radio Elka, Iwona Konecka | |||||||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: ![]() - Większość z nas dotarła powyżej 7 km. Pogoda nie pozwoliła nam jednak dotrzeć do szczytu. Dwie osoby cofnęły się niecałe 50 metrów wertykalnych od szczytu, około 2 km w przejściu. Ja się cofnąłem wcześniej, bo po prostu złapała pogoda mnie w innym miejscu. Jeden kolega się zgubił po drodze i wyszukiwał mnie we mgle, w zamieci. Jak mnie znalazł, to też zszedł i on był akurat na wysokości 7,4 km. Z tego co wyszło też po drodze, zostaliśmy okradzeni. Zostawiliśmy dużo rzeczy tych najważniejszych na atak szczytowy na wysokości 6, 2 km. Zauważyliśmy jednak, że sprzęt już nie ma - opowiada Arek. Zginęła nie tylko żywność, lecz także ubrania. - Zdobycie szczytu nie było priorytetem, tylko chęć sprawdzenia się - przyznaje podróżnik. Najmilej głogowianin wspomina pobyt u jednej z rodzin w Kirgistanie. - Zatrzymaliśmy się na takim prawdziwym bezludziu, gdzie była tylko jedna jurta. Rodzina wypasała sobie zwierzątka, a my się wbiliśmy do nich do domu i pytamy, czy mają coś do jedzenia. Pani domu nas poczęstowała podrobami, mięsem z głowy owcy, takimi kawałkami zdrowego tłuszczu, herbatą własnej roboty, kefirem własnej roboty. Było też coś takiego, jak mleko kondensowane, które jedzą z chlebem. Tam w jurcie wyglądało to jak skwarki, a smakowało jak słodkie mleko. Wszystkim, co mieli w domu, to nas poczęstowali. Ludzie są bardzo gościnni - wspomina - Pogoda podobna jak w Polsce. Gdziekolwiek się pojedzie to góry, lasy, jeziora. Arek opowiada także o kulturowym nieporozumieniu. Podróżnik zabrał z Polski kilo boczku do kraju muzułmańskiego. - Wielki błąd popełniliśmy. Ciężko było usmażyć boczek na naszych kuchenkach i daliśmy go do jurty, aby nam to zrobili. Nigdy później tego boczku nie zobaczyliśmy. Okazało się, ze nie można wieprzowiny nawet do jurty wnosić. Myśleliśmy, że mogą chociaż ugotować, ale nie. Straciliśmy ten boczek, nad czym bardzo ubolewaliśmy - mówi. Arek rozważa, czy nie wrócić na Muztagatę w przyszłym roku, drugą jego opcją jest Antarktyda. Podróżnik chciałby także pomóc jednemu z mieszkańców Kirgistanu. - On jest tragarzem i jemu brakuje ekwipunku. On wchodzi na górę w tym, co mu podarują podróżni. Jest taki pomysł, żeby mu pomóc, bo to nie jest duża rzecz: nowe buty, cieplejszą kurtkę, a już takim rarytasem byłby wysokościomierz w zegarku. Pieniędzy nie chce, bo w pieniądze się nie ubierze. Może ktoś chciałby się dołączyć? Te jego dzieciaki też chciały jakieś rzeczy. Najstarszy chciał tablet, ale wiadomo jest ich trójka i jak jeden dostanie, to reszta też by chciała - dodaje Arek. Skontaktować się z Arkiem można przez Facebooka .
reklama
reklama
|
reklama
reklama
reklama