Start
MadonnaMadonna "Confessions on the dancefloor" |
21.11.2005. Radio Elka, Marcin Żyski | ||||||||||||||
Dyżurny reporter: ![]() Dwie ostatnie płyty Madonny z dosyć ambitną, odhumanizowaną muzyką elektroniczną przeszły prawie niezauważone. Musiało to zaboleć królową muzyki pop. Madonna A.D. 2005 to nadal elektronika, ale tym razem "cieplejsza". Madonna po raz kolejny udowadnia, że jest na bieżąco z najważniejszymi postaciami sceny klubowej - poprzednio produkowali dla niej William Orbit i Mirwais. Tym razem sprawcą całego zamieszania został urodzony w Paryżu Stuart Price, człowiek, którego nagrań nie można nie znać interesując się muzyką taneczną. Nawet jeśli ktoś nigdy nie słyszał tego imienia i nazwiska, to jest duża szansa, że natknął się na inne jego nazwiska i projekty. Te najbardziej znane to Jaques Lu Cont (znany ze świetnych remiksów dla Starsailor, No Doubt, New Order, Depeche Mode, The Killers) i Thin White Duke (pod tym pseudonimem wydał m.in. remiksy Royksopp, Juliet i wielu innych). Poza tym kieruje jednym zespołem disco-rockowym Zoot Woman i jednym electro-house'owym Les Rhytmes Digitales. Dla Madonny Stuart pracował już wcześniej: w 2001 roku grał na klawiszach podczas jej tournee, a 3 lata później był już szefem jej trasy koncertowej. Jest też współautorem jednej kompozycji z albumu "American Life". Dla niektórych to najlepsza płyta Madonny, dla niektórych najgorsza. Nigdy wcześniej Madonna nie postawiła tak ewidentnie na muzykę taneczną. Tym razem, zapewne na fali popularności muzyki house na świecie, zdecydowała się nie tylko ograniczyć się do tego jednego gatunku, ale też wydać płytę w postaci jednego, godzinnego klubowego seta. Utwory nie są co prawda tradycyjnie zmiksowane, ale fakt-są ze sobą połączone. Jeśli ktoś ma uprzedzenie do muzyki klubowej, nie wytrzyma nawet jednego numeru, dla całej reszty najlepsza wiadomość to ta, że na szczęście istnieje cała masa rodzajów muzyki house, Madonna skorzystała z wielu możliwości, więc płyta nie jest aż tak nudna. Trudno jednak byłoby przewidzieć los tego albumu, gdyby nie..Abba! Członkowie tego legendarnego szwedzkiego kwartetu zgodzili się na wykorzystanie w "Hung up" motywu z utworu "Gimme Gimme Gimme". Niepotrzebnie nagranie to otwiera płytę, bo po nim nie dzieje się już nic takiego, co dorównałoby tej jednej niepozornej melodii, przy której 30 lat temu tańczyli nasi rodzice i ich rówieśnicy z całego świata.
reklama
|
reklama