Dwie wersje śmiertelnego pobicia |
13.08.2013. Radio Elka, Tomek Jóźwiak | ||||||||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Do dramatu doszło we wrześniu ubr. przy Poznańskiej w Legnicy. Trzech kolegów bawiło się na legnickim rynku podczas Imienin ulicy Najświętszej Marii Panny. Po zakończeniu imprezy, mocno już wstawieni, poszli w kierunku ulicy Poznańskiej, gdzie mieszkają dziadkowie Jakuba G. Tam - według relacji 23-letniego Bartłomieja D. - doszło do sprzeczki między rówieśnikami. Obaj mężczyźni zaczęli się wyzywać, szarpać i bić. - Bardziej agresywnym był Jakub G., który kilkakrotnie uderzył pokrzywdzonego pięścią w głowę. Gdy ten po kilku ciosach upadł na ziemię, Jakub G. usiadł na nim kontynuując zadawanie ciosów. Kiedy napastnik zorientował się, że pokrzywdzony leży bez ruchu, zabrał jego telefon i dokumenty, po czym uciekł wraz z Bartłomiejem D., który przez cały czas biernie przyglądał się zdarzeniu. Oskarżeni nie udzielili koledze żadnej pomocy - przypomina fragment aktu oskarżenia Liliana Łukasiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Skatowany mężczyzna został znaleziony półtorej godziny później przez ochroniarza jednej z firm. 22-latek już nie żył. Biegli ustalili, że bezpośrednią przyczyną zgonu był krwiak mózgu, który powstał wskutek silnego uderzenia w głowę. Akt oskarżenia prokuratura oparła w dużej mierze na zeznaniach Bartłomieja D., który przed sądem potwierdził swoje złożone wcześniej wyjaśnienia. Tymczasem oskarżony o pobicie ze skutkiem śmiertelnym Jakub G. przedstawił w sądzie zupełnie inną wersję wydarzeń. Mężczyzna zeznał, że nie pamięta wszystkiego, co działo się feralnej nocy. Opowiedział o grupce innych mężczyzn przypadkowo spotkanych, którzy zaproponowali zakup marihuany. Potem rzekomo wszyscy zostali legitymowani przez policję. Na koniec Jakub G. zeznał, że wraz z Adrianem został pobity. Pamięta, że nazajutrz obudził się z bólem głowy i posiniaczoną twarzą. Przed sądem przekonywał, że Adrian był jego najbliższym przyjacielem i nigdy nie podniósłby na niego ręki. Jakubowi G. grozi od 2 do 12 lat, natomiast Bartłomiejowi D. - do 3 lat pozbawienia wolności. (tom)
reklama
|
reklama
reklama
reklama