Mamiński: Negocjacje trwają od październikaMiasto zwleka z umową przez pieniądze |
28.01.2016. Radio Elka, Marzena Machniak | ||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: ![]() Mieszkańcy zmęczeni brakiem oświetlenia na kilku ulicach miasta poprosili o interwencję. Szybko okazało się, że przyczyną niedziałających lamp oświetleniowych przy np.. Wyszyńskiego, Kopernika czy parkingu przy Szpakowej jest brak odpowiednich umów między Urzędem Miejskim a firmą Tauron. Pomysł negocjacji cen z Tauron - em pojawił się na spotkaniu samorządów w październiku 2015 roku. - Poszczególne gminy, każda spośród 50 gmin, ma zupełnie odrębną stawkę za obsługę jednego punktu świetlnego. Często są to gminy położone przez miedze, w takich samych warunkach terenowych, takich samych odległościach od bazy Tauronu, a równice stawek wynoszą od 7 do 35 złotych za punkt świetlny. Lubin płacił 19 złotych za obsługę punktu świetlnego, Kotla 25 złotych, gdzie według ich wyliczeń realnych koszt obsługi to niecałe 3 złote - tłumaczy Jacek Mamiński. Jak sugeruje Mamiński, koszt utrzymania jednego punktu świetlnego zdaje się być ustalany na podstawie zamożności danej gminy. Jak dodaje rzecznik, wiele gmin chciałoby przejąć obsługę takich punktów świetlnych, jednak przepisy na to nie pozwalają. Stąd zdaniem Urzędu miejskiego monopolistyczne stawki firmy Tauron. Jak tłumaczy rzecznik, zgodnie zobowiązującymi przepisami utrzymanie oświetlenia należy do gmin. - W Zagłębiu Miedziowym te stawki są znacznie wyższe, niż na terenie jeleniogórskim, gdzie teren jest o wiele cięższy a dojazdy są trudniejsze i zimy ostrzejsze - podkreśla Jacek Mamiński. Część punktów świetlnych należy do miasta, a część do firmy Tauron. Lubin chce wiedzieć na czym polega różnica w naliczaniu cen oraz chce obniżenia stawek za obsługę punktów świetlnych. Niestety dopóki miasto nie dojdzie do porozumienia z firmą Tauron, dopóty awarie na ulicach Lubina nie zostaną usunięte. - Jak na razie ze strony Tauron jedyna reakcja jest taka, że nie reperuje własnych punktów świetlnych na terenie Lubina zapewne licząc na to, że gniew mieszkańców skieruje się przeciwko miastu. Jesteśmy w naprawdę niewygodnej sytuacji , bo warunki dyktuje nam potentat, którego nie możemy zmienić - dodaje rzecznik prezydenta. Jakby nie było, na ulicach wciąż jest ciemno. Okazuje się, że negocjacje dotyczą konkretnych pieniędzy. - Chcemy to robić na naszych warunkach finansowych. Rocznie przepłacamy około 150 tysięcy złotych. Te pieniądze można wydać inaczej - mówi Mamiński. Jeśli negocjacje pójdą po woli włodarza miasta, oświetlenie powinno wrócić. Lubinianie powinni uzbrajać się w więcej cierpliwości.
reklama
|
reklama
reklama
reklama