Biegły w ogniu pytań obrony |
29.04.2014. Radio Elka, Tomek Jóźwiak | ||||||||||||||
Dyżurny reporter: ![]() Dzisiaj sąd przesłuchał biegłego w zakresie techniki samochodowej, który szczegółowo, krok po kroku, opisywał stopień uszkodzeń samochodów, które miały brać udział w kolizji. W swoich dwóch opiniach biegły stwierdził, że kolizji jednak nie było, na co miałyby wskazywać uszkodzenia obu pojazdów i ślady na jezdni. - Dokonując opinii opierałem się na aktach osobowych i rzeczowych tej sprawy. Oględzin obu pojazdów dokonałem na parkingu, nie na miejscu zdarzenia. Ślady uszkodzeń obu pojazdów nie korelują ze sobą, nie mogły powstać w momencie zdarzenia a podane fakty przez oskarżonych nie są spójne. Uszkodzenia samochodów musiały powstać pod kontrolą kierowcy i kierującej - powiedział dziś przed sądem biegły. Obrończyni Tyberiusza Kowalczyka, mecenas Iwona Sarna, niemal przez godzinę zadawała bardzo szczegółowe pytania. Na niektóre z nich biegły nie potrafił udzielić prostej i czytelnej odpowiedzi, przy innych najzwyczajniej się plątał. Sam oskarżony ocenił, że w pewnym momencie biegły wyraźnie się pogubił w swoich wyjaśnieniach. - Sami byliście na sali i widzieliście, jak biegły się zagmatwał i pogubił. Najpierw twierdził, że nie mogło dojść do kolizji, że była kontrolowana, że auta już uszkodzone przyjechały na miejsce zdarzenia na lawecie. Laweta przyjechała, jak byli policjanci. Tak na gorąco to chyba biegły nie chce teraz przyznać się do błędu, który popełnił. Ja nie ukrywam, spowodowałem ten wypadek, uderzyłem w te auto, nie było żadnej drogi hamowania - powiedział nam po wyjściu z sali rozpraw Tyberiusz Kowalczyk. Prokuratura nie ma żadnych wątpliwości, że znany strongman i legnicki radny umówił się z Anną R. na wyłudzenie odszkodowania za rzekomą kolizję, do której miało dojść w podlubińskiej Oborze. W oficjalnym zgłoszeniu na komendzie Tyberiusz Kowalczyk podał, że Anna R. jadąc swoim mercedesem nagle zajechała mu drogę. By nie uderzyć w inny nadjeżdżający pojazd, skręcił swoim chryslerem uderzając w mercedesa kobiety. Samochód Tyberiusza K. miał poważne uszkodzenia zderzaka i przedniego zawieszenia, natomiast mercedes Anny R. - tylko powierzchowne rysy. Policjanci nabrali podejrzeń, bo zeznania kierujących nie pasowały do uszkodzeń obu pojazdów. Uszkodzenie swojego auta zgłosiła tylko Anna R., ale firma ubezpieczeniowa, która wyceniła szkodę na ponad 19 tys. zł, nie wypłaciła peiniędzy.
reklama
|
reklama
reklama
reklama